piątek, 21 listopada 2008

nie jestem juz w kagbeni, niebawem moze uda mi sie nawet opuscic nepal, ale tu w azji nic nie jest tak proste, jakim sie z pozoru wydaje. opowiem Wam, moi drodz czytelnicy, kilka historii. Otoz tak jak sie spodziewalam nastapily pewne problemy przy wybieraniu pieniedzy z bankomatu w jomson., tym razem bankomat tak sie zepsul, ze nie wydal mi po prostu gotowki. zaproponowalam obsludze, by go otworzyli, przeliczyli pieniadze i wydali mi moje 4000 rupii, ale to niestety nie byl moj dzien, nie byl to rowniez dzien Pana Uprawnionego, ktory zachorowal i niestety nikt nie mogl mi pomoc. Poprosilam o dokument, majacy byc dowodem dla mojego banku, ze taka sytuacja miala miejsce, ale choc Pan Pilnujacy Bankomatu poswidaczyl, ze banomat umarl, a pozniej zmartwychwstal, a ja nie otrzymalam pieniedzy, okazalo sie ze nikt nie moze dac mi takiego papierka, poniewaz osoba posiadajaca stosowne zezwolenie, akurat nie jest obecna. nie za bardzo chcialam ustapic, w zwiazku z czym odebrano mi kijki trekkingowe, czekan i uznano za potencjalnie niebezpieczna. na otarcie lez Pan Ktory Bardzo Chcial Mi Pomoc Ale Niestety Nie Mial Uprawnien podarowal mi swoja wizytowke i obiecal, ze w razie problemow osobiscie zadzwoni do PKOBP i opowie im moja historie.
A moje historie z Nepalu sa takie, ze przestalam byc tu nielegalnie, ale kosztowalo mnie to calkiem sporo, a serca urzednikow pozostaly niewzruszone. Stwierdzili rowniez, ze to niemozliwe zeby w Pokharze biuro bylo zamkniete, ale jak im powiedzialam ze sasiedzi orzekli, ze pan wizowy swietuje narodziny corki swojej siostry to przyznali mi racje i powiedzieli ze powinnam odnosisc sie ze zrozumieniem do lokalnych rodzinnych tradycji. wystawili mi rachunek i nakazali opuscic nepal przed koncem tygodnia, a zadanie to proste z pozoru, nie jest takim jakim sie wydaje. oddalam rzeczy do pralni, oddalam aparat do naprawy (ufam juz tej technice) i po rozpaczliwym telefonie do domu udalam sie do bankomatu. oczywiscie nie moglo sie obejsc bez przygod, bo kathmandzki bankomat polknal moja karte, a Pan Pilnujacy powiedzial, ze wyjmuja karty raz w tygodniu i ten dzien jest, jak sie domyslacie, za 6 dni. szybko wiec obliczylam kwote kary za przedluzony pobyt, cene nowej wizy i po tym rachunku powiedzialam karcie pkobp bye bye i przelalam pieniadze na konto karty kredytowej (nie, nie chce wiedziec ile wynosi prowizja za wybieranie pieniedzy z bankomatuu za granica karta kredytowa). ten sam bank i normalnie cala transakcja trwa okolo 5 minut. tutaj oczywiscie nic nie jest tak proste jakim sie wydaje i drugiego dnia czekania, czyli dzis, zrobilam sie porzadnie glodna, totez pan hotelowy wraz z innymi chlopcami nakarmili mnie dal bathem do tego stopnia, ze ledwo sie ruszam , a oni caly czas sie pytaja czy jestem tutaj byc cwiczyc joge, bo takie mam ponoc zyciowe nawyki. w kazdym badz razie pieniadze dotarly i jestem z tego powodu bardzo szczesliwa.
z dalszych przygod zatytulowanych "nic nie jest taki proste jakim sie wydaje, a maly blad na poczatku staje sie wielkim na koncu " (podczas tej podrozy w ogole duzo mysle o swietym tomasz a niemal wszystkie doswiadczenia sa tak sa niczym, czytanie bytu i istoty- pieklo w trakcie, ale coz za satysfakcja po dobrnieciu do konca). majac na uwadze slowa ludzi z immigration office czym pe\redzej zakupilam bilet autobusowy do kalkuty, bez klimatyzacji, bez tv, toalety, lokalny, bez mozliwosci zwrotu. nie przewidzialam jednak, ze sytuacja polityczna tak szybko moze ulec zmianie. otoz jedni zli ludzie zabili jakis 2 bardzo waznych maoistow co spowodowalo zamkniecie niemal wszystkiego, ogolny strajk i minizamieszki z paleniem samochodow. jak sie domyslacie autobus wcale nie odjechal a ja po wielkiej awanturze , z usmiechem, rzecz jasna , machaniem moja konczaca sie wiza przed oczami itp dostalam zwrot polowy ceny biletu. strajk ponoc ma sie skonczyc dzis, kupilam kolajny bilet , na jutrzejszy wieczor, liczac na to, ze sie troche uspokoi. tak wiec powinnam przekroczyc granice w niedziele o 6 rano, i mam stamtad pociag do kalkuty o 10, gdzie mam byc nastepnego dnia o 6 rano. mam nadzieje ze tak sie stanie, inaczej poprosze o deportacje do birmy. zasadniczo jednak odnajduje swoje om.
poza tym uspokajam wszystkich- podrozowanie w pojedynke jest naprawde milion razy lepsze niz wszystko to co doswiadczylam do tej pory. moje zycie towarzyskie dawno nie bylo tak intensywne :>

Brak komentarzy: