niedziela, 16 listopada 2008

man on the moon

zycie jak zwykle toczy sie inaczej niz sobie to zaplanowalam, ale nie narzekam. co prawda od kilku dni powinnam byc w pokharze, a nadaal jestem w kaghbeni. byc moze jutro sie stad ruszymy. Anita jest chora i zostalam z nia w najbrudniejszym hotelu z dotychczasowych (wczoraj autentycznie nie moglam odkleic klapka od balkonowej podlogi), ale obsluga jest bardzo mila. kaghbeni jest miniaturowe, wiekszosc ludzi tylko tedy przechodzi, wiec jakoze jestesmy tu kolejny dzien, wszyscy nas tu rozpoznaja. jestemy jedynymi goscmi w himalayan hotel, a wspomniec nalezy ze ten guest house nalezy do 8 rodzin, wiec wyobrazcie sobie jaka to odpowiedziaalnosc i ile osob musimy wykarmic naszymi zamowieniami mietowej herbaty, tybetanskiego chleba, momo i innych specjalow. na posilki jednak nadal czekamy DLUGO. tak dlugo, ze po powrocie do PL chyba przeprosze wszystkich dostawcow pizzy, ktorych besztalam za polgodzinne opoznienia. w azji bowiem jedzenie sie nie marnuje. kiedy nie dokonczylam burgera w restauracji w kathmandu (w stolicy!) obsluga sie zbiegla i pytala czy zrobili cos nie tak. a pozniej te resztki salatki i bulki zapakowaali na wynos. gdybym sie nie zgodzila prawdopodobnie zjedliby go sami. w mniejszych miejscowosciach szacunek dla jedzenia polega na gotowaniu dla kazdego z osobna. kuchnia w takiej restayracji to zwykle jeden lub dwa palniki. jesli grupa turystow zamowi 10 zup pomidorowych, nepalczycy beda 10 razy isc do ogrodu po pomidory i z osobna gotowaac 10 porcji. a teraz wyobrazcie sobie ile trwaa przygotowanie posilku jesli jest 10 osob, ktore maja rozne zamowienia. nalezy tez wspomniec, ze jedzenie zawsze jest hiperswieze i nie ma tradycji robienia zapasow. czyli po kazdego pomidora ida do ogrodu. kiedy jeszcze nie do konca wiedzialam jak to funkcjonuje, staralam sie zamawiaac potrawy nie wymagajace wiekszego wysilku. tak bylo do czasu gdy zamowilam tosty z serem i tym nieszczesnym pomidorem, bo bylam makabrycznien glodna po kilku godzinaach trekkingu. po jakis 20 minutaach ujrzalalam wlasciciela restauracji, gdy opuszczal miejsce pracy. poszedl do sasiedniej knajpy, z ktorej pozyczyl 2 kromki tostowego chleba. po kolejnych 10 minutach zawolal zone, ktora poszla do ogrodu po pomidory. po godzinie dostalam 2 tosty. w restauracji byly 4 osoby. ale mozna sie do tego przyzwyczaic, starac siezamawiac kiedy jeszcze nie jest sie glodnym, albo w hotelach na konkrena godzine. wowczas zwykle tylko troche sie spozniaja.
tak wiec siedze w kagbeni kolejny dzien izajmuje sie glownie jedzeniem i rehabilitacja kolan. zeby chodzic po gorach trzeba miec zdrowie, zeby miec co tracic.
koncza mi sie pieniadze, mam nadzieje, ze tym razem bankomat nie stanie sie moim wrogiem. albowiem w nepalu bankomaty sa tylko w 3 miastach: kathamandu, pokhaarze i jomson. ostatnio staralam sie skorzystac z tego ostatniego. czekalam dwa dni na jego uruchomienie, bowiem jest on czynny tylko od poniedzialku do piatku od 9 do 12. ale to wcale nie oznacza, ze bedzie mozna z niego skorzystac. z racji warunkow pogodowych i problemow z transportem pieniedzy nakladaae sa limity wyplat - od 50 do 150 $ za jednym wybraniem, z czego ilosc wybran rowniez jest ograniczona. pogodzona z tym wszystkim juz przed 9 czekalam przed bankiem. lecz Pan Pilnowacz Bankomatu uswiadomil mnie, ze nie przewidzialam wszystkich przeciwnosci losu. otoz nie wpadlam na to ze akurat w jomson od 7 do 18 nie ma pradu oraz ze bank ma zepsuty agregator. opowiedzialam wiec panu dyrektorowi banku smutna historie swojego zycia i tego ze jestem uboga, w srodku trekkingu i nie mam pieniedzy na dalszy transport czyli zasadniczo na gwalt potrzebuje gotowki. pan odniosl sie ze zrozumieniem do moich problemow i polecil przyjsc za 2 godziny, moze cos wykombinuja. po 2 godzinach i 2 kanapkaach okazalo sie ze skombinowali awaryjne zasilanie. juz bylam szczesliwa, juz witalam sie z rupiami na jeepy i german bakery, gdy tymczasem bankomat mimo wszystko odmowil wspolpracy. panowie z banku dumali kilkadziesiat minut, wykonali telefony do pokhaary i kathmandu a nawet pko bp bo to na pewno cos nie tak z moja karta, a wczeseniej juz, jak wspomnialam, naswietlilam im swojaa nieciekawa sytuacje. zdecydowali sie otworzyc baankomat i wowczas wyszlo na jaw, ze po prostu skonczyly sie pieniadze. a procedura wkladania pieniedzy do bankomatu TRWA. po kolejnej godzinie doszli do wniosku, ze juz wszystko gra. wlozylam i wyjelam karte, wpisalam pin, wpisalam kwote, ale niestety nie dostalam gotowki, ekran zrobil sie czarny , jedynie z bialym napisem ERROR. wrocilam wiec do pana dyrektora, ktory mial mnie chyba dosc, pan Pilnowacz Bankomaatu poswiadczyl, ze maszyna nie wyadala mi pieniedzy. panowie wywalili mnie z kantorka banakomatowego i zaczeli dumac. po kolejnej godzinie i kilku telefonach zdecydowaali sie ponownie otworzyc bankomat , bo jak sie okazalo - pieniadze sie zaciely. po rozwiklaniu tego problemu pozostala tylko kwestia tego czy bankomat tylko nie wydall mi kasy, a pobral ja z konta czy tez moze w ogole nie wydal i nie pobral, a bylo to trudne do sprawdzenia, albowiem dbajac o lasy deszczowe kliknelam, ze potwierdzenie wcale nie jest mi potrzebne. ale panowe ustalili to dosc szybko. i tak oto, o godzinie 14, po 5 godzinach staran, otrzymalam swoje pieniadze, panowie zamkneli bankomat, a zycie potoczylo sie dalej. na mysl o tym, ze sytuacja moze sie powtorzyc, a wlasciwie na pewno powtorzy sie jutro, mysle o zazyciu duzej ilosci waleriany.albowiem tutaj wszystko nalezy zalatwiac z usmiechem, nawet glowa w chodnik wali sie z usmiechem, dowodzac ze jest sie ponad sprawami doczesnymi. jakiekolwiek grymasy powoduja zamkniecia serc, umyslow i urzedow.
pozniej kilka dni w pokharze, bede musiala sie zmierzyc tym przekletym biurem imigracyjnym. ostatnio zapytano mnie o paszport i wize, musialam klamac, a pozniej sie czolgac pod policyjnym okienkiem, co nie bylo latwe z moimi dwoma plecakami. nie mam wiec poczucia komfortu psychicznego, jesli wiecie co mam na mysli ;]. chociaz gdy dzien zaczynam od wszedobylskiej buddyjskiej mantry, i zasypiam przy jej dzwiekch przepelnia mnie jakis wewnetrzny, tutejszy spokoj.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

:> zazdroszcze basecampu. powodzenia