wtorek, 20 stycznia 2009

poniedziałek, 19 stycznia 2009

teraz musze moj ty Boze wracac dookola swiata

mam w pamieci tyle historii, zapachow, kolorow... niestety jestem juz w singapurze. zdjec nadal nie ma bo zrobil sie jakis dziwny blad i- mam fotki na aparacie, ale komputer (zaden ich nie widzi), moge skopiowac zawartosc karty , widze jak kopiuja sie te wszystkie pliki, ale pozniej ich nie widac, choc we wlasciwosciach jest napisane ze w tym pustym folderze jest 700 plikow. wiec jakby ktos wiedzial jak to naprawic to moze zglosic sie na ochotnika. ja sie boje dottykac bo jak mi sie cos skasuje to nie pozostanie mi nic innego niz swit zimowy i galaz pod ciezarem zgieta.
z ciekawszych rzeczy- w azji mozna wyleczyc sie niemal ze wszsytkich kompleksow. czesto zatrzymywali mnie ludzie na ulicy i pytali, co trzeba zrobic, zeby miec taki wielki nos jak ja. no, nie ma to jak komplement, prawda? azjaci maja kompleks krotkich nosow, i marza im sie takie pinokie. poza tym te kampanie dove o samooakceptacji to jakas sciema- tutaj mozna kupic balsamy/zele/kremy i co tylko chcecie co wybieli skore i uczyni was ludzmi sukcesu. wczoraj na przyklad na ulicy Pagoda w Chinatown w Singapurze zatrzymal mnie facet na ulicy i powiedzial ze rozwiaze moj urodowy problem, powiedzialam mu, ze ja nie mam zadnych urodowych problemow, ale on juz zaczal mi smarowac rece kremem, no to sie pytam, o co kaman, a on mi na to ze to na moj problem opalenizny, na co ja jemu: JA CHCE BYC BRAZOWA!!!!, wiec pan przeprosic i szybko zaczal scierac to cudo, ale niestety jedna reka jest teraz bardziej.
przypomina mi sie pytanie pewnego Iranczyka z Kuala Lupmur ktory spytal sie mnie, czy wiem dlaczego na azjatyckich kreskowkach wszystkie postacie maja takie wielkie nienaturalnie oczy, otoz dlatego, ze azjaci maja kompels zbyt malych oczu. chyba cos w tym jest.
the grass is always greener on the other side.

poza tym zamierzam wyjechac na wyspe bawelniana i sobie ponurkowac , ale nie jestem pewna czy mnie stac. w kazdym badz razie wracam do malezji.
prosze rowniez szanowac mnie za zakup biletu- lece z bangkoku, bilet byc podejrzanie tani, haha, ale zakupilam- okazalo sie, ze lece nie na zachod, ale na wschod :> sprawdzilam dzis jeszcze raz cene i teraz ten sam bilet kosztuje 2 razy tyle- chyba mieli po prostu blad na stronie, czekalam na potwierdzenie 3 dni, wystawili mi 2 bilet z bledem, no ale w bonusie lece teraz TUI i Lufthansa. 18 godzin w samolocie dla kogos kto boi sie latac to moze byc ciekawe doswiadczenie. zwlaszcza pop rzypuszczalnych 12 godzinach czekania na lotnisku.

czwartek, 1 stycznia 2009

Jest fantastycznie

A kiedy prom przybil do brzegu, wzielam gleboki oddech i pod wrazeniem jestem do tej pory, pomimo tego ze siedze tu chyba trzeci tydzien. Sumatra to moje odkrycie. Jeszcze na promie poznalam pewna Indonezyjke, ktora pomogla mi sie odnelazc, zalatwic wizy i wymienic pieniadze po nie najgorszym kursie, a pozniej na dworcu autobusowym spotkalam miejscowego nauczyciela angielskiego, ktory zaprosil mnie na 2 lekcje w swojej klasie, ale zostalam u niego 3 dni, poznalam fantastyczna rodzine Dumaiska, dzieki ktorej spedzilam kilka dni na sumatrzanskiej prowincji, na plantacji kawy, na plantacji czekolady, w Tiku gdzie wiekszosc ludzi nie widziala jeszcze bialasa ;> No i Een, Padandzko- Bukkitindzki reporter z ktorym jezdzilam stopem do jezior kraterowych. I pola ryzowe! A teraz Banda Aceh, nosze dzilbab, dzisiaj wybieram sie na Palau Weh. Od kiedy przyjechalam dopiero raz zaplacilam za hotel, Indonezyjczycy to najbardziej goscinni ludzie na swiecie. Na Boze Narodzenie Dumaiska rodzina z racji swiat i mojego wegetarianizmu zrobila mi ciastka w ksztalcie karpia, a wystrzalowego sylwestra spedzilam w autobusie, ktory mial 30 godzin opoznienia. Juz dla samego lokalnego jedzenia moglabym tu zostac na dlugooooo : gado-gado- kalafior , ziemniaki zawijane w lokalne zielsko polane sosem sojowo-orzechowym, ryzowe ciasto nadziewane kokosem, sauo, rambutany, och i ach. Zdjecia jak dotre do Malezji, czyli pewnie za jakies 10 badz wiecej dni, bo tu internet jest p o w o l n y.