środa, 10 grudnia 2008

when lions sleeps tonight

wyobrazcie sobie ze zawsze macie czas.
Wszystkie miasteczka portowe maja swoj urok, lubie ten zgnily zapach wody, rybakow, martwych ryb juz nie, lubie kafejki nad brzegiem a tutaj jeszcze swieze kokosy, durian smierdzi ale da sie to zniesc (z daleka). Zgubilam w taksowce przewodnik, ale pan kierowca odwiozl do hostelu i moja wiara w ludzi zostala niezachwiana (az do singapuru). Nie wzielam sobie do serca slow Pawlikowskiej o autobusach z klimatyzacja i to byl moj blad. gdy temperatura spadla do 12 stopni o malo nie zamarzlam , ale nie mialam wyjscia poza zacisnieciem zebow, bo zeby nie bylo zbyt latwo, wszystkie okrycia schowane byly na dnie plecaka, ktorego jak mozna sie domyslec, nie mialam pod reka. nic to, skoro przezylam singapurska kontrole graniczna (po co mi w singapurze raki i czekan?) jestem sklonna przetrwac niemal wszystko. singapur jest sterylny, nie wolno w miejscach do tego nie wyznaczonych jesc, pic, o gumie do zucia to wiecie, bilety komunikacji miejskiej sa sterylne, nie wolno chodzic nad jeziorkiem, nie wolno don wchodzic, o paleniu nie wspomne, ale czego sie spodziewac po kraju w ktorym strajki organizowane sa przez rzad? kraju, ktory buduje sobie sniegowe parki, do ktorych bilet wstepu kosztuje 25$, w ktorym zadasza sie ulice, zeby przypadkiem nie napadalo na przechodniow robiacych zakupy, kraju ktory kupuje od indonezji wysepki, ktorymi to powieksza swoje terytorium by budowac wiecej wyzej dalej. po tych wszystkich nepalach, indiach, malezjach zle sie czuje wsrod tego przepychu, czystych ulic, niedojedzonych posilkow i cen wyzszych niz w europie. tutaj nie ma sie psow, bo trzeba miec na nie specjalne pozwolenia , placic wyzsze podatki i uzyskac zgode sasiadow, tutaj nikt nie odpowiada na hello w windzie i jest bardziej niz chlodno. caly singapur to jedno wielkie centrum handlowe, a jakos nie mam serca do shoppingu, moze dlatego ze zgubilam parasolke swojego hosta, zajebano mi aparat (nie rozmawiajmy o tym, nie bedzie zdjec) i umieram na jakiegos lokalnego sarsa, wiec nie pozostalo mi nic innego jak koic smutki przed komputerem zuzywajac setki (nie przesadzam) chusteczek.

2 komentarze:

W. pisze...

O kurcze, przykro mi. Chcesz to Ci pożyczę mojego prastarego Canona, tylko nie wiem ile by szedł do Ciebie.

Anonimowy pisze...

Wyjeżdżaj stamtąd. Nic tam po Tobie. Świat jest zbyt ciekawy, żeby siedzieć w Singapurze - M.